tytuł: Jej wszystkie życia
autor: Kate Atkinson
liczba stron: 568
moja ocena: 7/10
Życie można by zobrazować za pomocą odcinka. Punktem A, otwierającym je, są narodziny, a punkt zamykający oznacza śmierć. Ale gdyby linię tę zwinąć w okrąg, eliminując początek i koniec? Czy zdecydowałbyś się zrezygnować z ludzkiej chronologii w zamian za możliwość przejścia przez życie na różne sposoby?
Ursula nie miała takiego wyboru. Urodziła się, mając ten dziwny dar (czy też może przekleństwo?). Śmierć nie ma nad nią władzy. Po każdym kolejnym zgonie, odradza się na nowo, nieświadoma swych wcześniejszych losów.
Jej wszystkie życia to przykład książki, która spadła na mnie w bardzo złym czasie. Zaczęłam ją czytać prawie rok temu, niestety trafiła na mój niemal miesięczny kryzys czytelniczy. I odtąd leżała tak zapomniana, brutalnie odłożona w środku fabuły. Jednak coś (kobieca intuicja?) kazało mi zmusić się do powrotu. I teraz nie znajduję w tej powieści żadnej winy. Zauroczyła mnie na nowo, skutecznie eliminując niesmak wcześniejszej porażki.
Uwielbiam kobiece bohaterki Kate Atkinson!Ursula to postać, z którą chyba najsilniej się identyfikuję. Jest równocześnie tak silna i tak krucha, że niemożliwym jest ocenić ją jednoznacznie. Próbuje pomóc wszystkim wokół, zapominając, że i jej należy się czyjaś troska. Myli seks z miłością, boi się zaangażowania i za nic nie może zrezygnować z niezależności. Gdy dodać do tego jej intelekt i szerokie horyzonty myślowe, powstaje bohaterka idealna - kobieta odległa, a jednocześnie dziwnie bliska.
Zafascynowała mnie także Sylvia, matka Ursuli. Zdaje się być pomieszaniem wszelakich cech, nigdy nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. Łatwo ulega namiętnościom, ale umie także zaskoczyć swoim poczuciem realizmu i rzeczowością. Śniąc o luksusach i śmietance towarzyskiej, zgadza się zostać żoną niespecjalnie bogatego człowieka. I rodzi mu dzieci. Ale także jej macierzyństwo mocno odbiega od utartych schematów. Bez skrupułów różnicuje dzieci, jasno wskazując wśród nich swojego faworyta. Ale przecież nie jest złą matką! Kocha swych synów i córki bardziej niż własne życie!
Historia Ursuli za każdym razem zaczyna się w tym samym momencie - w zimowy wieczór roku 1910. Powtarzanie tego schematu może być chwilami nieco monotonne, jednak jestem w stanie wybaczyć Kate Atkinson ten drobny błąd w sztuce. Dlaczego ją tak rozgrzeszam? Oczywiście ze względu na styl! Nie ma cienia przesady w entuzjastycznych zapewnieniach, że autorka ma niezwykły dar malowania słowem. Jej frazy niosą w sobie niespotykaną lekkość. Powieść jest tak poetycka, że mogłabym wytapetować własną sypialnię wyrwanymi z niej stronicami!
Jeżeli jesteście w stanie zrezygnować z gnającej akcji, nie rozczarujecie się. Jej wszystkie życia czarją, czasem śmieszą, kiedy indziej wyciskają łzy. Powieść nie jest odpowiedzią na pytanie "jak żyć", ale może być wstępem do rozważań na ten temat.
Słyszałam o tej autorce, ale nie miałam okazji jej poznać. Może kiedyś to zmienię :)
OdpowiedzUsuńMam ją w planach, ale raczej tych odległych :)
OdpowiedzUsuńZapraszam tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://recenzjeami.blogspot.com/2015/04/blog-ksiazkowy-w-praktyce-podstawy.html
Opis definitywnie mnie zachęcił do przeczytania, jak tylko przeczytam moich zalegających 15 książek to postaram się ją zdobyć :)
OdpowiedzUsuń